Plotka o szkolnej wigilii rozpaliła internet. Fakty? Zupełnie inne

Konrad-Niznik

Źródło: Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl

„Nie wiem, czy to prawda, ale powiem”. Historia o szkolnej wigilii, która rozpaliła internet

Są takie historie, o których naprawdę nie powinno się pisać. Najlepiej byłoby je przemilczeć i pozwolić, by zniknęły w czeluściach internetu. Tyle że ta konkretna nie zniknęła. Przeciwnie — rozlała się szeroko, zbierając emocje, zasięgi i komentarze, które szybko wymknęły się spod kontroli.

Bo choć nagranie jednego z działaczy Konfederacji Korony Polskiej mogło przejść bez echa, stało się dokładnie odwrotnie. Na platformie X polubiło je ponad pół tysiąca użytkowników, a film był udostępniany ponad sto razy. Do tego niemal 40 tysięcy wyświetleń i Facebook, gdzie materiał krążył dalej, żyjąc własnym życiem.

I właśnie dlatego — mimo że naprawdę nie ma na to ochoty — trzeba było tę historię sprawdzić.

@konradniznik

Czy z uwagi na dzieci ukraińskie, polskie nie obchodzą wigilii klasowych? #Polska #Korona #dlaciebie #Gdynia #ukraina

♬ dźwięk oryginalny – Konrad Niznik

Źródło: TikTok / @konradniznik

„Nie wiem, czy to prawda”. Ale alarm już poszedł w świat

16 grudnia 2025 roku Konrad Niżnik publikuje wpis, który od razu wzbudza niepokój:
„Czy z uwagi na dzieci ukraińskie, polskie nie obchodzą wigilii klasowych?”

Do posta dołącza nagranie. Ton? Poważny. Przekaz? Alarmistyczny. Polityk mówi, że „dostał informację”, według której w jednej z gdyńskich szkół podstawowych nie miały odbyć się wigilie klas trzecich. Powód? Obecność dzieci z Ukrainy. Decyzja? Rzekomo narzucona przez kuratora oświaty w Gdańsku.

Brzmi jak gotowy zapalnik. Tym bardziej że już po chwili pada nazwa konkretnej placówki — Szkoły Podstawowej nr 12 w Gdyni.

Co istotne, sam autor nagrania przyznaje: „Nie wiem, czy jest to prawda”. Mówi też, że „nie przesądza”. Mimo to pokazuje pisma do kuratorium i kończy wypowiedź mocnym komentarzem o „skandalu” oraz „zabranianiu polskim dzieciom obchodzenia jednego z najważniejszych świąt”.

I wtedy wszystko rusza.

Źródło: Facebook / Szkoła Podstawowa nr 12 w Gdyni

Internet ruszył. Emocje — jeszcze szybciej

Część odbiorców nie czekała na żadne potwierdzenia. Zamiast tego pojawiły się komentarze o „rugowaniu chrześcijaństwa” i „uleganiu obcym”. Narracja została podchwycona, bo dotykała tego, co działa najlepiej: dzieci, świąt i strachu o tożsamość.

Jednak niemal natychmiast odezwała się też druga strona. Dużo ostrzejsza.

„To szczucie na dzieci”.
„Wystarczyłby jeden telefon”.
„Po chrześcijańsku — tuż przed świętami?”

Jak zauważa jeden z ekspertów zajmujących się dezinformacją w sieci, mechanizm jest prosty:
Formalnie autor niczego nie potwierdza. Praktycznie sugeruje wszystko. A to wystarcza, by emocje zrobiły resztę.

Fakty są jednoznaczne. I niewygodne

Skoro w nagraniu padają konkretne zarzuty, zapytaliśmy konkretne instytucje. Najpierw Kuratorium Oświaty w Gdańsku. Odpowiedź była krótka i stanowcza.

Kurator nie zabronił organizacji wigilii klasowych. Informacje łączące to z obecnością uczniów z Ukrainy są nieprawdziwe — przekazała wicedyrektorka kuratorium Beata Wolak.

Z kolei Urząd Miasta Gdyni potwierdził, że owszem, plotka krążyła. Tyle że była całkowicie fałszywa.
We wszystkich gdyńskich szkołach wigilie odbędą się zgodnie z planem — poinformowała wiceprezydentka Gdyni Oktawia Gorzeńska.

Na końcu głos zabrała sama szkoła, której nazwa pojawiła się w nagraniu.
Stanowczo dementujemy. Spotkania są zaplanowane i odbędą się zgodnie z kalendarzem roku szkolnego — napisała dyrektorka SP nr 12 w Gdyni.

„Nie sprawdzam, bo szkoda narracji”

Publicystka Katarzyna Sadło (Kataryna) skomentowała sprawę krótko i ironicznie:
„Nie wiem, czy to prawda, ale nie sprawdzam, bo szkoda by było takiej fajnej szczuj-narracji”.

I być może właśnie w tym zdaniu mieści się sedno całej historii. Bo w takich przypadkach nie zawsze chodzi o prawdę. Częściej chodzi o emocje, które łatwo sprzedać, i o grupę, na którą można je skierować.

Ktoś coś usłyszał. Ktoś „dostał informację”. A potem wystarczy wcisnąć „opublikuj”.

A Ty?
Zanim klikniesz „udostępnij”, sprawdzasz źródło?
Czy wystarczy, że historia brzmi wystarczająco groźnie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *