Moskwa składa deklarację wobec NATO. „Jesteśmy gotowi podpisać to czarno na białym”

Siergiej Riabkow

Źródło: Balk/MSC/Wikimedia Commons/CC 3.0

Rosja znów mówi o pokoju. Tym razem głośno, wyraźnie i – jak przekonują jej dyplomaci – „na serio”. W poniedziałek wiceszef rosyjskiego MSZ Siergiej Riabkow zapewniał, że Moskwa nie planuje ataku ani na Unię Europejską, ani na NATO. Co więcej, Kreml deklaruje gotowość, by potwierdzić to… w prawnie wiążącej umowie. Brzmi znajomo? A może wręcz przeciwnie – zaskakująco?

Informację podała agencja Reuters, powołując się na rosyjską RIA. Wypowiedź padła w momencie, gdy rozmowy o zakończeniu wojny w Ukrainie znów wracają na pierwsze strony portali, a dyplomatyczne kuluary w Waszyngtonie, Brukseli i Berlinie buzują od napięcia.

„Nie mamy zamiaru atakować”

Riabkow mówił spokojnie, rzeczowo, niemal uspokajająco. — Rosja nie ma zamiaru atakować ani UE, ani NATO — przekonywał. I dodał coś, co od razu wywołało lawinę komentarzy: — Jesteśmy gotowi potwierdzić to w umowie prawnej.

To był moment, gdy wielu obserwatorów uniosło brwi. Bo deklaracje z Moskwy świat słyszał już nie raz. Problem w tym, że historia ostatnich lat nauczyła Zachód ostrożności. Bardzo dużej ostrożności.

Papier przyjmie wszystko, pytanie, czy Kreml zamierza go respektować — komentuje dr Michał Kaczmarski, analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. — Takie deklaracje mają dziś przede wszystkim wymiar polityczny i propagandowy.

Źródło: X / @clashreport

NATO jako „prowokator”?

Riabkow, idąc dobrze znanym szlakiem kremlowskiej narracji, przekonywał też, że Rosja zachowuje „maksymalną powściągliwość” wobec działań NATO. Według niego to właśnie Sojusz ma odpowiadać za eskalację napięć i „prowokacyjne działania” w pobliżu rosyjskich granic.

Wysyłamy sygnały ostrzegawcze, ale nie dążymy do konfrontacji — mówił rosyjski dyplomata.

W sieci zawrzało. Jedni komentowali ironicznie, inni wprost pisali o „oderwaniu od rzeczywistości”. Jeden z użytkowników platformy X skwitował krótko: „Ciekawe, że te sygnały ostrzegawcze zawsze kończą się rakietami”.

Ukraina w tle. I to bardzo wyraźnie

Nie da się ukryć: kluczowym kontekstem tej deklaracji są rozmowy dotyczące wojny w Ukrainie. Riabkow przyznał, że negocjacje z USA idą „powoli”, ale – jak podkreślił – idą. Jednocześnie oskarżył „wpływowe grupy państw” o próby storpedowania procesu dyplomatycznego.

Porozumienie to coś, czego boją się nasi przeciwnicy w Brukseli i wielu europejskich stolicach — stwierdził bez ogródek.

To zdanie wybrzmiało szczególnie mocno. Bo zaledwie dzień wcześniej media informowały o kolejnej rundzie rozmów USA–Ukraina na Florydzie. Bez przełomu, ale – jak zapewniały obie strony – „konstruktywnej”.

Według prezydenta Wołodymyra Zełenskiego amerykańska propozycja zakłada ustępstwa terytorialne Ukrainy w zamian za twarde gwarancje bezpieczeństwa. Europa ma inny pomysł: wielonarodowe siły zbrojne na Ukrainie i gwarancje niemal jak z art. 5 NATO. Kreml? Mówi „nie”.

Źródło: PAP/Paweł Supernak

„Nie interesuje nas zawieszenie broni”

Riabkow jasno odciął się od pomysłu tymczasowego rozejmu. — Jesteśmy za trwałym zakończeniem działań wojennych, które rozwiąże pierwotne przyczyny konfliktu — podkreślał.

I tu znów pojawia się pytanie, które wraca jak bumerang: co Rosja rozumie przez „pierwotne przyczyny”? Bo w rosyjskiej narracji oznacza to m.in. uznanie zmian terytorialnych i decyzji „ludności na odpowiednich terytoriach”.

To język, który na Zachodzie brzmi jak żądanie kapitulacji — mówi anonimowo jeden z europejskich dyplomatów. — Trudno budować zaufanie, gdy warunki są jednostronne.

Cisza przed burzą?

Czy deklaracja Riabkowa to realny sygnał gotowości do deeskalacji, czy raczej kolejny ruch w szachowej partii z Zachodem? Opinie są podzielone. Jedno jest pewne: słowa padły w bardzo konkretnym momencie. I nie były przypadkowe.

Na razie NATO i UE reagują powściągliwie. Bez entuzjazmu. Bez euforii. Raczej z chłodną kalkulacją.

A Ty? Wierzysz w rosyjskie deklaracje zapisane „czarno na białym”? Czy to tylko kolejna gra pozorów w wielkiej polityce?

Daj znać, co myślisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *