Daniel Martyniuk stracił pamięć? Nagle zaskoczył wyznaniem. „Ja mam tylko syna”

Daniel

Źródło: Polska Press/East NewsEast News

Czy Daniel Martyniuk jeszcze nas czymś zaskoczy? Bo za każdym razem, gdy wydaje się, że 35-latek w końcu ucichnie i odetnie się od burzliwej przeszłości, w sieci pojawia się kolejna relacja, która wywołuje ogólnokrajowe poruszenie. Tym razem syn Zenka Martyniuka odpalił medialną bombę, mówiąc, że… nie chce mieć nic wspólnego ze swoją córką z pierwszego małżeństwa.

I co więcej, to nie żart.

„Ja mam tylko syna”

W jednej z najnowszych instagramowych relacji Daniel Martyniuk wbił kij w mrowisko. Patrząc prosto do kamery, wypalił krótko i bez owijania w bawełnę:

— Ja mam tylko syna.

W sieci zawrzało. W komentarzach pojawiły się pytania: „Jak to możliwe?”, „Zapomniał o własnym dziecku?”, „Co on znowu wymyśla?”.

Ale to był dopiero początek.

Źródło: daniel.martyniuk.89 Instagram

Kolejna burza w życiu syna lidera Akcentu

O Martyniuku młodszym media piszą od lat — raz o policyjnych interwencjach, raz o małżeńskich awanturach, a innym razem o rodzinnych konfliktach, które obserwowała cała Polska. Choć w ostatnich miesiącach próbował ocieplić swój wizerunek, pokazując się jako oddany mąż i ojciec, jego nagłe oświadczenie o córce ponownie wywołało efekt domina.

„Nikt się tego nie spodziewał. Było spokojnie, aż tu nagle taka petarda” — mówi nam anonimowo jeden z fanów Zenka, śledzący profile ich rodziny na Instagramie.

„Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego”

W swojej relacji Daniel odniósł się bezpośrednio do byłej żony, a przy tym zasugerował, że kobieta wykorzystuje sytuację, aby wyciągnąć od niego pieniądze. Co więcej, stwierdził, że żąda zwrotu dotychczasowych świadczeń. Innymi słowy, oczekuje, że wszystko zostanie uregulowane.

— Wszystkie pieniądze, które dostała do tej pory, mają być zwrócone. Co miesiąc może płacić nawet — powiedział wyraźnie zdenerwowany. Dodał przy tym, że nie zamierza odpuścić.

Słowa ostre jak brzytwa. Publiczność oszalała. Jedni pukają się w czoło, inni z kolei bronią celebryty. Twierdzą, że „musi być ku temu powód”. Tymczasem w sieci pojawiają się komentarze pełne oburzenia, ale też te, które próbują tłumaczyć jego stanowisko.

Eksperci łapią się za głowę

Znana psycholożka rodzinna, którą poprosiliśmy o komentarz, nie kryje zdziwienia.

„To są słowa, które mogą mieć ogromny wpływ na dziecko. Nawet jeśli istnieje konflikt między dorosłymi, publiczne wyrzekanie się córki to bardzo mocna i krzywdząca deklaracja” — ocenia.

W podobnym tonie wypowiadają się internauci. „Dzieci się nie wybiera”, „To nie jest show, to jest życie małej dziewczynki”, „Daniel znowu przekracza granice” — czytamy w najpopularniejszych komentarzach.

A może to tylko kolejny kryzys?

Znając historię medialnych wzlotów i upadków Daniela Martyniuka, wielu zastanawia się, czy to nie kolejny epizod w gorącej relacji na linii były związek–obecna rodzina. Już nieraz celebryta reagował impulsywnie, a po kilku dniach łagodził wypowiedzi albo zmieniał narrację.

Jednak tym razem wielu obserwatorów ma wrażenie, że zaszła pewna granica. Moment, gdy publicznie mówi się, że „ma się tylko jedno dziecko”, zostaje w pamięci o wiele dłużej niż internetowa awantura.

Źródło: Jan Malec | newspix.pl

Co dalej?

Czy syn Zenka Martyniuka właśnie otworzył drzwi do kolejnego skandalu? Wszystko na to wskazuje. Im mocniejsza wypowiedź, tym większe zamieszanie — a w tej historii kontrowersji nie brakuje.

Jedno jest pewne: ta sprawa szybko nie ucichnie. Z każdym dniem pojawiają się nowe komentarze, a zainteresowanie życiem celebryty znów osiąga szczyt. Pytanie tylko, czy Daniel rzeczywiście „nie ma pamięci”, czy po prostu poniosły go emocje, które — jak widać — wciąż nad nim dominują.

A Ty co o tym myślisz?

Historia Daniela Martyniuka znów podzieliła internautów. Jedni twierdzą, że celebryta w końcu „mówi, co czuje”, inni widzą w tym kolejny niekontrolowany wybuch, który może zostawić ślad na całe życie małej dziewczynki. W mediach społecznościowych trwa gorąca dyskusja — jedni biją brawo, inni łapią się za głowę.

I właśnie tu rodzi się pytanie: gdzie kończy się prawo do prywatności, a zaczyna publiczna odpowiedzialność za słowa? Czy w dobie Instagramów i relacji na żywo wszystko musi być od razu wyrzucane na widok publiczny?

Może to kolejny przykład tego, jak emocje potrafią wymknąć się spod kontroli. A może — jak twierdzą niektórzy — w tej rodzinie dawno przestało być normalnie.

Tak czy inaczej, sprawa wciąż budzi ogromne emocje.
A Ty? Po czyjej jesteś stronie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *