Prawo bez litości. Polityka Trumpa dosięgła rodzinę Białego Domu

polityka imigracyjna Trumpa

Źródło: pap/epa/jim lo scalzo/ pool

Nikt nie spodziewał się takiego zwrotu akcji. Zwłaszcza nie w chwili, gdy temat zaostrzonej polityki migracyjnej znów rozpala Amerykę do czerwoności. Tym razem jednak nie chodzi o anonimowe statystyki ani kolejne konferencje prasowe. Chodzi o konkretną kobietę, konkretne dziecko i nazwisko, które codziennie pojawia się w mediach.

W centrum tej historii jest rodzina rzeczniczki Białego Domu. I twarde prawo, które — jak się okazuje — nie zna litości nawet wtedy, gdy dotyka najbliższych ludzi władzy.

Według ustaleń NBC News, matka bratanka Karoline Leavitt została zatrzymana podczas rutynowej operacji prowadzonej przez służby migracyjne. Sytuacja miała miejsce w Revere, Massachusetts — spokojnej, robotniczej miejscowości, gdzie podobne wydarzenia zwykle nie trafiają na czołówki portali.

„Jechała tylko odebrać dziecko ze szkoły. To był zwykły dzień” — mówi prawnik kobiety, nie kryjąc emocji. I to właśnie ten detal sprawił, że opinia publiczna dosłownie wstrzymała oddech.

Źródło: Andrew Harnik/Getty Images

Zatrzymanie bez nakazu?

Według obrońcy, agenci Służba Imigracyjna i Celna mieli działać bez sądowego nakazu. Kobieta została zatrzymana tuż przy domu. Bez wcześniejszego ostrzeżenia. Bez możliwości pożegnania się z synem.

„To był moment, gdy wszystko się posypało. Jedna chwila i życie wywróciło się do góry nogami” — opowiada osoba z jej otoczenia.

Służby mają jednak inną wersję. Rzecznik Departament Bezpieczeństwa Krajowego przekazał, że kobieta przebywała w USA nielegalnie od lat, a jej wiza turystyczna wygasła jeszcze w latach 90. W przeszłości miała też konflikt z prawem. Szczegóły? Lakoniczne. Konkretów brak.

Źródło: Ross D. Franklin / AP file

Polityka bez wyjątków

Trudno nie widzieć w tym szerszego kontekstu. Administracja Donald Trump od dawna zapowiadała: koniec pobłażania, koniec taryfy ulgowej. Prawo ma być równe dla wszystkich. Nawet jeśli oznacza to uderzenie we własne zaplecze.

„To brutalny przykład konsekwencji tej polityki. Pokazuje, że system działa jak walec” — mówi ekspert ds. migracji z Uniwersytetu w Bostonie. – „Nie interesuje go, kogo znasz ani gdzie pracuje twoja rodzina”.

Sprawa szybko stała się symbolem. W sieci zawrzało. Jedni mówią: słusznie, bo prawo to prawo. Inni pytają wprost: gdzie w tym wszystkim człowieczeństwo?

A co z dzieckiem?

Najbardziej dramatyczny wątek dotyczy kilkuletniego chłopca. Dziecka, które — jak podaje rodzina — od urodzenia mieszkało z ojcem w New Hampshire i nigdy nie dzieliło domu z matką. Formalnie wszystko się zgadza. Emocjonalnie? To już zupełnie inna historia.

Pojawia się też temat DACA — programu chroniącego osoby przywiezione do USA jako dzieci. Teoretycznie dawał on szansę. W praktyce, po jakichkolwiek problemach z prawem, ochrona znika. Bez dyskusji.

„System nie zna odcieni szarości” — komentuje prawniczka zajmująca się prawami migrantów. – „I dziś widzimy to jak na dłoni”.

Cisza w Białym Domu

Co na to sama rzeczniczka? Na razie cisza. Brak oświadczeń. Brak komentarza. I może właśnie ta cisza mówi najwięcej.

Bo gdy polityka wchodzi do domu, do rodziny, do życia dziecka — przestaje być abstrakcyjną debatą. Staje się osobistym dramatem. Nawet jeśli dotyczy ludzi stojących najbliżej władzy.

Twarde prawo. Twarde decyzje. I pytanie, które zostaje z nami na dłużej: czy naprawdę o taką równość chodziło?

A Ty — co o tym myślisz?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *