Matecki kontra rząd. „Cenzura w internecie” czy zwykły strach przed porządkiem? Atmosfera się zagęszcza

Andrzej

Źródło Antoni Byszewski / / fotonews

W polskiej polityce znowu zawrzało. I to tak, że wczorajszą medialną burzę jeszcze dziś słychać w korytarzach Sejmu. Dariusz Matecki, poseł PiS, wyszedł przed kamery i oskarżył rząd Donalda Tuska o próbę wprowadzenia… cenzury w internecie. Tak, dobrze czytasz — cenzury. Ma do niej rzekomo prowadzić wdrażany właśnie w Polsce Akt o usługach cyfrowych, prawo obowiązujące już w większości krajów Unii Europejskiej.

Matecki przekonuje, że za pięknymi hasłami o „walce z dezinformacją” kryje się próba uciszenia krytyki wobec władzy przed wyborami. „To ma zakneblować opozycję” — mówił z pełną powagą, choć dla wielu jego ton brzmiał bardziej jak element kampanijnej zagrywki niż realne ostrzeżenie.

Ale wtedy wszedł on — Krzysztof Gawkowski, minister cyfryzacji. I powiedział wprost to, co myśli o słowach posła PiS.

„To głupie teorie niemądrego polityka.”
Tak. Dosłownie tak to ujął na antenie radiowej Jedynki. I w studiu na chwilę zapadła cisza.

Bezpieczeństwo czy knebel? Spór o ideę

Według Gawkowskiego Akt o usługach cyfrowych nie ma nic wspólnego z cenzurą. Wręcz przeciwnie — ma być tarczą dla zwykłych internautów. Ma chronić przed fake newsami, nielegalnymi treściami, bezkarnym działaniem platform i ich arbitralnymi decyzjami.

„To prawo, które daje użytkownikowi prawo do wyjaśnienia. Platforma nie może po prostu usunąć treści i udawać, że nic się nie stało” — tłumaczył minister.

To był moment, w którym wielu słuchaczy po drugiej stronie radia pewnie uniosło brwi. Bo o ile Matecki grzmiał o zamordyzmie, o tyle Gawkowski w kilku zdaniach odwrócił logikę sporu:
„Chcecie mniej samowolki Big Techów? To właśnie dostajecie”.

I trudno mu odmówić faktów — ponad 20 krajów UE wprowadziło te przepisy bez większych dramatów. Żadne się nie wycofało, choć — jak donosi Politico — Amerykanom mocno to nie w smak.

Źródło: Źródło: Flickr / Klub Lewicy

Matecki punktuje, rząd odbija. A widz patrzy i kręci głową

W mediach społecznościowych wrzało. Jedni pisali, że Matecki wreszcie powiedział „prawdę, którą inni boją się wypowiedzieć”. Inni, że to polityczna panika i gonienie za klikami.

Pod jednym z postów pojawił się komentarz, który idealnie oddaje nastrój chwili:
„Słucham tego i nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Każdy o coś oskarża każdego. A zwykły człowiek chce po prostu wiedzieć, co jest prawdą.”

I trudno się z tym nie zgodzić.

Gawkowski natomiast poszedł dalej.
„Polska, wdrażając te przepisy, nie oddaje władzy platformom. Wręcz przeciwnie — odzyskuje ją. To bezpieczeństwo obywateli, a nie cenzura” — podkreślił.

Mocne słowa, a jeszcze mocniejsze było ich zakończenie:
„Są same plusy tej ustawy. Żadnych minusów nie widzę.”

Brzmiało to jak wyzwanie rzucone opozycji: „To teraz pokażcie ten jeden minus, skoro ich tyle widzicie”.

Źródło: X / @Lewica_News

I gdzie tu prawda?

To pytanie wybrzmiewa najgłośniej. Bo jedni boją się władzy nad internetem, inni – władzy korporacji. Jedni widzą w ustawie knebel, drudzy — tarczę. Jedni krzyczą „cenzura!”, drudzy „ochrona!”.

A zwykły internauta stoi pośrodku i próbuje ogarnąć, co to właściwie zmieni w jego codziennym życiu. Czy cokolwiek?

Ekspert ds. cyfryzacji, z którym rozmawialiśmy nieoficjalnie, powiedział krótko:
„Prawdziwy problem nie leży w ustawie, tylko w tym, że ludzie nie rozumieją, jak działa internet. I politycy często grają na tym strachu.”

Ciężko odmówić mu racji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *