Lewandowski i historia, o której nikt nie wiedział. Tajemnica sprzed lat wypłynęła na światło dzienne

Robert Lewandowski

Źródło: Defodi Images / newspix.pl

Robert Lewandowski od lat uchodzi za człowieka, który trzyma prywatne życie pod kluczem. Zero sensacji, zero niepotrzebnych emocji, zero publicznego prania rodzinnych spraw. Kapitan reprezentacji Polski woli mówić o treningach, kontraktach i swoich biznesach. Nic dziwnego — w świecie futbolu szczerość często bywa wykorzystywana przeciwko zawodnikom.

A jednak są historie, które prędzej czy później wypływają.
I właśnie jedna z nich ujrzała światło dzienne po publikacji książki „Lewandowski. Prawdziwy”, nieautoryzowanej biografii autorstwa Sebastiana Staszewskiego. To opowieść, która pokazuje „Lewego” z czasów, gdy był zwykłym, trochę nieśmiałym chłopakiem z sąsiedztwa.

I tak — chodzi o sprawy sercowe. I tak — chodzi o kosza, którego dostał.

Niewygodna prawda z dawnych lat

Kiedy Staszewski pojawił się w sobotnim wydaniu programu „halo tu Polsat”, nikt nie spodziewał się, że opowie coś, co wywoła burzę. Program toczył się swoim rytmem, aż nagle padło krótkie zdanie: „Mam historię o studniówce Roberta”.

I wtedy zrobiło się naprawdę ciekawie.

Autor książki zdradził, że młody Lewandowski zaprosił na studniówkę swoją sąsiadkę. Dziewczynę, którą bardzo lubił i z którą świetnie się dogadywał. Miał nadzieję, że powie „tak”. W tamtym momencie to było dla niego coś dużego — pierwszy tak dorosły krok.

Ale usłyszał odmowę.

„Traktowałam go jak brata. Bałam się, że on odbierze to inaczej” — miała powiedzieć koleżanka, co dziś cytuje jej rodzina.

Jak przyznał Staszewski, to jeden z tych momentów, które — choć bolesne — zapadają w pamięć na lata.

Źródło: Znicz Pruszków

„Rodzinny żart, który wraca jak bumerang”

W studiu Polsatu wybuchł śmiech, gdy dziennikarz dodał:

„Rozmawiałem z jej siostrą. Do dziś żartują, że to była jedyna okazja, by pójść na studniówkę z Robertem Lewandowskim. I naprawdę tego nie wykorzystała”.

Widzowie reagowali niedowierzaniem. Prowadzący Aleksander Sikora próbował dopytywać:

„Myślisz, że dzisiaj żałuje?”

Odpowiedź była natychmiastowa:

„Myślę, że dziś to już tylko zabawna anegdota. Ale tak, wszyscy się z tego śmieją”.

Wyobrażacie to sobie? Przyszła światowa gwiazda futbolu, zdobywca setek bramek, legenda Bundesligi, idol Barcelony… i kosz od sąsiadki. Brzmi jak scena z filmu o dojrzewaniu.

Internet zareagował jak zwykle — szybko i bez litości

Gdy historia trafiła do mediów społecznościowych, zaczęła żyć własnym życiem. Komentarze pojawiały się lawinowo.

„Każdy z nas kiedyś dostał kosza, nawet Lewy. No i człowiek nagle czuje się mniej żałosny” — napisał jeden z internautów.

„Ciekawe, co teraz mówi ta sąsiadka na rodzinnych imprezach” — żartował inny.

„Takie historie czynią go bardziej ludzkim. Super, że ktoś to odkopał” — dodała jedna z fanek Barcelony.

Publiczność też zareagowała żywiołowo. W końcu, jak często słyszymy, że największy polski piłkarz ostatnich dekad… nie miał szczęścia w miłości?

Zwykły chłopak, który poszedł po swoje

Dziś Lewandowski to człowiek z zupełnie innego świata niż ten, w którym dostał swój słynny „kosz”. Ma rodzinę, sukcesy, stabilną pozycję i rozpoznawalność, o której wielu sportowców może tylko marzyć. Ale ta historia pokazuje coś ważnego — zanim stajesz się legendą, jesteś zwykłym młodym człowiekiem, który przeżywa te same dylematy, co każdy.

Może właśnie dlatego historia o studniówce Roberta jest tak urocza. Bo jest… normalna. Ludzka. Prawdziwa. Tak jakby ktoś nagle otworzył album ze starymi zdjęciami i powiedział: „O, zobacz, nawet Lewy miał swoje potknięcia”.

Źródło: Flowers Lovers / YouTube

A Ty jak to widzisz?

Myślisz, że odmowa mogła go zaboleć? A może wręcz przeciwnie — takie doświadczenia hartują i pchają do działania?

A może sam masz podobną historię sprzed lat?

Daj znać — redakcja zawsze chętnie czyta Wasze komentarze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *